Witam serdecznie!
Od ostatniego wpisu minęło sporo czasu. Dziś wracam do Was... moi drodzy goście poplątanego świata... z nowym projektem :)
Tak ni stąd ni zowąd, obudziwszy się raniutko zapragnęłam pomachać igiełką. Przerwę od niej miałam bardzo długą bo na moim blogu ostatnio rządziło szydełko. Nie...nie pokłóciłam się z nim absolutnie... nic z tych rzeczy... ale pewnie wiecie jak to jest mieć chwile dla siebie i spontanicznie rzucić się w wir pracy nad nowym haftem.
Wybór padł na wzór Dimensions pt. "Hortensje i muszle". Odszukałam dawno zakupiony zestaw i wzięłam się do pracy. Oczywiście nie haftowałam ciągiem dzień i noc, tylko gdy miałam wolną chwilę...wiadomo przecież, iż przerywniki w postaci obiadku prania i sprzątania zaległości.. są nieuniknione dla kobiety na urlopie...wpierw trzeba swoje zrobić, by potem móc się w pełni oddać swoim przyjemnością ;)
Najpierw powstała różyczka... a potem poszłam sobie w dół..
Czemu? Otóż pikseloza o późnej nocnej godzinie, jakoś mnie przytłoczyła, więc zaczęłam robić wiadro, które lepiej widziałam na schemacie. Swoją drogą, chyba nadszedł czas na zakup okularów;)
Potem dodałam muszle....
i trzy kolejne...oraz cienie pod nimi...
...a róża nadal samotnie wisiała w przestrzeni nad wiadrem. Koniecznie musiałam coś z tym zrobić, więc wzięłam się za hortensje.
Pierwsza bliżej wiadra, poszła mi elegancko i sprawnie ,nad drugą spędziłam trochę więcej czasu.W końcu jest pięknie i spójnie a nie jakoś tak chaotycznie...chyba pierwszy raz w życiu tak skaczę po materiale. Zdjęcia wykonywane późną nocą, więc ich jakoś jest kiepska, ale ja w takie upały zupełnie nie funkcjonuje i zostaje mi tylko nocne haftowanie. Czekam z utęsknieniem na chłodniejsze dni. Wyszywając hortensje zaczęły mi krążyć po głowie myśli, czy aby nie zajrzeć do mojej wróżki, którą porzuciłam bezczelnie w listopadzie 2021r. Koniecznie muszę to naprawić i zajrzeć do jesiennego lasu. "Ogrodowy bukiet" oraz "Łapacz snów" też już swoje odleżały w komódce więc gdy tylko odbiorę zamówione ramki to pokaże jak całość się prezentuję i w końcu będą hafty tam gdzie powinny być... czyli na ścianie!
Na koniec, pokaże jeszcze prezentowe zakładki, które powstawały gdy igiełka w rękach od ciepła się ślizgała ;))
Serdecznie dziękuje za ciepłe słowa i życzenia zdrówka w poprzednim wpisie. W październiku, córka będzie miała jeszcze jedna operację, wyciągania drutów z ręki. Wszystko pięknie się zrasta i jest dobrze. Czy wsiądzie jeszcze na konia? Czas pokaże... ale mimo strachu, to jest jej hobby.. a chyba każdy z nas wie, jak ciężko żyć bez pasji :)
Uściski!
Poplątana